Na studiach miałam cichego wielbiciela, który wysyłał mi listy i kwiaty. Dopiero po latach odkryłam, kim był naprawdę
Na studiach każdego dnia znajdowałam w torbie uroczy liścik od tajemniczego wielbiciela. Ktoś wysyłał mi kwiaty, ktoś znał moje ulubione książki, ktoś… obserwował mnie z ukrycia. Czułam się wyjątkowa, choć jednocześnie przerażona, bo nigdy nie udało mi się odkryć, kto stał za tymi gestami…
Dopiero po latach, gdy życie już dawno potoczyło się innymi torami, jedna rozmowa przy kawie odmieniła wszystko. Wtedy prawda, o której wolałabym nigdy nie wiedzieć, wywróciła moje życie do góry nogami…
Tajemnicze listy i kwiaty
Na pierwszym roku studiów zauważyłam coś dziwnego. W mojej torbie pojawił się list. Myślałam, że to przypadek – może ktoś się pomylił, może to żart znajomych. Jednak listów przybywało. Każdy był starannie napisany na pięknej papeterii, zawsze podpisany jedynie inicjałem „A”. Nie były to typowe miłosne wyznania, ale raczej pełne subtelnych komplementów opisy mojego dnia. Pisał o tym, jak ładnie wyglądam, gdy czytam w bibliotece, albo jak śmiesznie marszczę nos, kiedy jestem zamyślona.
Kwiaty zaczęły przychodzić kilka tygodni później. Początkowo delikatne fiołki, potem bukiety róż. Zawsze pozostawiane w korytarzu akademika z karteczką, na której widniało jedno słowo: „Dziękuję”. Dziękuję… ale za co?
Rozmowy i podejrzenia
Moje koleżanki były bardziej podekscytowane niż ja. „To musi być ktoś z uczelni!”, mówiły. „Pewnie jakiś wykładowca!”, żartowały. Sama jednak byłam coraz bardziej zaniepokojona. Nie wiedziałam, czy to miłe, czy przerażające. Był moment, że zaczęłam się rozglądać wśród znajomych. Czy to Adam z mojego roku? Był miły, ale nigdy nie zdobył się na coś więcej. A może Artur, który zawsze siadał z tyłu i unikał spojrzeń?
Nigdy nie miałam odwagi zapytać.
Koniec listów
Wszystko skończyło się nagle. Po dwóch latach anonimowe liściki i kwiaty przestały przychodzić. Próbowałam się tym nie przejmować – miałam chłopaka, zakończyłam studia i ruszyłam dalej. Tajemniczego wielbiciela odłożyłam na półkę wspomnień, jako coś, co pozostało nierozwiązane.
Spotkanie po latach
Kilka tygodni temu, po niemal dekadzie od tamtych dni, natknęłam się na starego znajomego z uczelni – Michała, chłopaka z roku wyżej. Spotkaliśmy się na kawie, aby powspominać dawne czasy. Michał był typowym outsiderem: cichy, zamknięty w sobie. Nie mieliśmy wcześniej bliższego kontaktu, ale zawsze darzyłam go sympatią.
W pewnym momencie rozmowa zeszła na temat tajemniczych listów. Zażartowałam, że nigdy nie dowiedziałam się, kto był ich autorem. Michał uśmiechnął się nerwowo, po czym spuścił wzrok.
„To byłem ja”, powiedział cicho.
Szokująca prawda
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Michał, mój cichy znajomy, okazał się wielbicielem, który przez lata był w cieniu. Zapytałam, dlaczego nigdy się nie ujawnił. Jego odpowiedź mną wstrząsnęła.
„Bałem się, że jak się dowiesz, to mnie wyśmiejesz albo przestaniesz odzywać. Ale to nie tylko to… Wiesz, wtedy… ja miałem chłopaka. Nie chodziło o romantyczne uczucia do ciebie. Chciałem być tobą. Podziwiałem, jak jesteś pewna siebie, otwarta, jak radzisz sobie ze wszystkim, a ja… nie potrafiłem być sobą.”
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Wszystko, co wydawało mi się romantyczne, okazało się pełne skomplikowanych emocji. Michał nie wysyłał mi kwiatów z miłości, ale z potrzeby zrozumienia samego siebie.